Czeskie Macondo

Za moim opawskim oknem ciemność. Migotają latarnie pobliskich plant, jak te z pasteli Wyspiańskiego. Jesień złotawo-brązowa, z tendencją do ponuractwa zalewa okolicę. Deszcz jak w mitycznym Macondo: pada, siąpi, drobi i pokapuje. Wilgoć w powietrzu, chłód wdziera się przez szczeliny w oknie. Tchnienie jesieni rozczarowuje i tylko gorąca kawa wnosi ciepło i łagodzi, chłód, wilgoć i czas nieuchronnego nadchodzenia „podzimi”, jak mówią o tej porze roku, Czesi.