Dziwne to bywa uczucie, „spotykać się z Polską”. Tu i teraz, gdy w jakiś nieunikniony sposób, jest się jej „ambasadorem”(?), twarzą, osobą wywołującą potrzebę zwierzeń i wyrażania opinii na temat tego, czym jest Polska w oczach Czechów…
Właśnie kupowałem wino, gdy sprzedająca mi je kobieta (mój czeski jest nadal bardzo daleki od pierwowzoru, wiec ustalenie że jestem z Polski, nie jest trudne), wylała z siebie prawdziwą kaskadę komplementów na temat urody Sopotu, Gdańska i Morza Bałtyckiego… Szok! Czytałem, co prawda, że w tym roku frekwencja Czechów w Chorwacji drastycznie spadła, ale żeby tak wszyscy zamiast nad Śródziemne, to nad Bałtyk?
Treść dostępna po opłaceniu abonamentu
Zaloguj się
lub
Wykup
Sprawdź
Wykup
Anuluj
Pełny dostęp na 360 dni za 130.00 zł.
Pełny dostęp na 30 dni za 14.00 zł.
Dostęp do jednego artykułu na 7 dni za 8.00 zł.
Anuluj
Podwyżki kołaczykowe (słodko bułkowe dla tych z obcych stron) to kropla w morzu w porównaniu z „Wojną croissant” w Hiszpanii. Chciałbym aby poddano próbie czeskie sushi!
Paella tylko z nogą kurczaka, taka być powinna! Czesi odrobili lekcję z hiszpańskich wakacji.