Ukryte losy (Skryte osudy) Zdenka Stuchlika

I znowu o fotografii, czeskiej poniekąd.

To nie jest wystawa, którą trzeba zobaczyć. Pozornie nie wnosi nic do tego, co nazwać można kondycją współczesnej fotografii (czeskiej też). No, może poza tym, że potwierdza niepisaną zasadę, praktykowaną także przez autora tego wpisu, że fotografować może (dzisiaj) każdy (niestety?) To trochę niebezpieczne myślenie, bo sugerować może, że to sztuka niezwykle demokratyczna, a chyba nic bardziej mylnego.

Dlaczego więc poświęcam jej tutaj w ogóle uwagę?

Na wystawę Zdenka Stuchlika, amatora fotografa, powiedzmy dla jasności, natkniecie się… podróżując regularną linią trolejbusową po Opawie. Miast oglądania tego co za oknem (czasami może to być całkiem rozsądna decyzja), będziecie mogli obcować z jego światami egzotycznymi. W sposób dosyć typowy dla mieszkańców tego kraju Stuchlik zdradza czeską fascynację  pejzażami i scenami egzotycznymi, im poświęcając swoją uwagę… („Opawy nie fotografuję”- mówi). Mniejsza o to i jego brak przywiązania do pejzaży rodzimych. Nie to jest tu ważne.

Wernisaż wystawy (pod lekko pretensjonalnym tytułem „Ukryte losy”), miał miejsce na Dolnym Rynku Opawy, w ustawionym specjalnie w tym miejscu nowoczesnym trolejbusie, a zdjęcia Stuchlika umieszczono tam, gdzie przyzwyczailiśmy się zwykle oglądać reklamy. I to jest coś!

Powodów do wspomnienia o tym wydarzeniu jest więc co najmniej kilka. Skupie się na dwóch.

Fotografia trafia „pod dachy” komunikacji miejskiej, gardząc przestrzeniami galerii i sal muzealnych. To dobrze. Niektórzy z pasażerów poczują się zachęceni, by do tych galerii kiedyś zaglądnąć, inni nigdy tego nie zrobią (tak po prostu już jest), więc choć tyle (dobrego) dla sztuki obrazowania…

Dobrze mi też jest z myślą , że refleksja nad urodą świata, fascynacja odmiennością  ludzkiej kondycji i zwykła potrzeba utrwalania naszych emocji, wygra w tym przypadku z prozą konsumpcji i tego, że … na przykład mandarynki są za 29 koron za kilogram lub czyjeś  pieczywo jest zawsze świeże…  W końcu i tak tego nie czytamy…

To  pomysł (jak kiedyś Świąteczna jazda Muzeum Śląskiego) zdecydowanie do powtórzenia. I nie tylko tutaj w małej, a złośliwi powiedzieliby, prowincjonalnej Opawie…

Fotografia, jako medium innego doświadczania przestrzeni i pokonywania odległości? Wyzwolenie obrazowania kadrem spod dyktatu galerii i domorosłych kuratorów? Kusząca perspektywa.

Pretekst do zbliżenia między pasażerami? Zauważenia emocji sąsiada? Proč ne? (dlaczego nie?) Ja wsiadam i jadę. Bo lubię…

Ukryte losy (Skryte osudy) Zdenka Stuchlika

Opawskie trolejbusy. Impresja

Oficjałki. Wernisaż (4)  Wernisaż

Wernisaż. Otwarcie

Wernisaż (3)

Zapatrzenie...

Co my tam mamy? Ogląda... burmistrz Opawy

 Wernisaż Wystawa. Zanim ruszy w trasę...

Wernisaż (2)

Po (wernisażu). To gdzie jest ten kierowca?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.