Dzień nieco senny, pada. Właściwie padało jeszcze przed chwilą. Miejski teatr w Goerlitz wypełnia gęstniejący tłum. Kilka znajomych postaci. Widzę z oddali Nikolausa Grafa von Ballestrem. Pamiętam, jak jego pierwsze wizyty w Gliwicach (w Willi Caro, w Pławniowicach) elektryzowały miejscowe środowiska. Była to, z jednej strony, postawa zaciekawienia, z drugiej, pewnego niepokoju, co z tych wizyt może wynikać (z pewnością taki rodzaj emocji nie opuszczał kustoszy gliwickiego muzeum, gdzie znakomita część obiektów znajdujących się na wystawie stałej pochodzi ze zbiorów pławniowickich, poczynając od słynnej kolekcji herbacianych czajniczków). Tymczasem były to przede wszystkim swoiste podróże sentymentalne, wyprawy do źródeł, które niestrudzony Nikolaus Ballestrem organizował dla rozgałęzionej i rozproszonej po całym świecie rodziny. Były tam i osoby z Niemiec, ale też z Francji, Argentyny, USA. Z onieśmieleniem wypełniali salą bankietową Willi Caro i sycili się wspomnieniami z przeszłości. Wdzięczni, ze pamięć i tych kilkadziesiąt przedmiotów ocalało.
Podobny im tłum wypełnił foyer teatru w Goerlitz. Von Richthofenowie, von Donnersmarckowie, von Eichhornowie… Tłum nazwisk i postaci reprezentujących przemijającą historię arystokracji i szlachty na (Górnym) Śląsku.