Nie przypuszczałem, że to się stanie, ale na moim blogu pojawi się, w dobrym świetle, nazwa Dziennika Zachodniego…
Tak naprawdę to wszystko za sprawą zainteresowania książką „Dziennik księdza Franza Pawlara. Górny Śląsk w 1945 roku. Opis pewnego czasu”i felietonu na jej temat pióra Krzysztofa Karwata.
To miłe, nobilitujące i cieszę się, że lektura Dziennika sprzyja refleksji na temat tego, czym jest historia Górnego Śląska, ile o niej (nie)wiemy i jak może łączyć i zbliżać.
Książka wciąż pozostaje numerem pierwszym na liście bestsellerów wydawnictwa Silesia Progress, które zapiski księdza Pawlara wydało. To ogromna satysfakcja i radość, że jest czytelniczo doceniana.
Wkrótce rozpoczynam prace nad teatralną adpatacją tego tekstu. Wiem i czuję, że obok plebejskiego obrazu Górnego Śląska w Cholonku, Janoscha, teatralogii Bienka, czy osobistego ujęcia tamtego 1945 roku roku w Gliwickiego hamleta Lachmanna potrzebujemy, my tu i ze Śląska, kolejnego utworu na scenę, który bez krzyku, odwołując sie do spraw trudnych i ważnych w najnowszej historii Śląska, opowie historię śląskiej prowincji, wsi i mikro osad w 1945 roku. Bez patosu, po ludzku, nie kreując świata biało-czarnego, a takim, jakim zapamiętali go współcześni. Proszę trzymać kciuki. A ja zabieram się do pracy…