Z dużym zadowoleniem i satysfakcją przeczytałem artykuł Przemysława Jedleckiego opublikowany w katowickiej ‘GW’(2.03.2015 r.).
Stało się tak z kilku powodów. Nie zawsze wprost związanych z tym tekstem. Czasami są to fakty, które mają miejsce w szerszym kontekście, ale z ową wystawą, polityką historyczną i z działaniami polityków w stosunku do instytucji kultury się wiążą.
Zacznę od tego, że po raz pierwszy tak dobitnie i jasno nazwano, po wielu miesiącach milczenia, kilka zdarzeń i okoliczności dotyczących Muzeum i wystawy stałej. Niby oczywistych, ale umykających uwadze tych, którzy (choć niektórzy to historycy), nadal wierzą, że państwo to oni, to ich wola sprawcza, ich pieniądze i ich prawdy objawione. To ci sami, którzy kontestują „Idę”, bo obraża, bo świat okupacji i Holokaustu był czarno-biały, bo tylko ich prawda liczy, a instytucje kultury mają ‘zasuwać’, dyspozycyjni wobec nich dyrektorzy pracować i nie myśleć. Ludem zajmą się specjaliści od PR-u. Taka polska polityka historyczna A.D. 2015. w największym skrócie. No najlepiej skąpana jeszcze w sosie demagogii i populizmu kampanii wyborczej.
Wystawa, której nie miało być
Tekst Jedleckiego przypomina niezwykle ważną okoliczność, a mianowice to że to ci właśnie patrioci nie zadbali o to, by w 2007 i 2008 roku wśród wystaw stałych Muzeum Śląskiego była i ta poświęcona historii G. Śląska. Śląskie miało być to muzeum najwidoczniej tylko z nazwy, więc sprawa powołania do życia wystawy poświęconej historii Śląska nie zaprzątała im głowy.
Panie Leszku, widać wyraźnie, że politycy raz zdecydowali już co jest dobre (polskie), a co jest be w historii G. Śląska i tej wersji będą się trzymać, i nie odpuszczą. Nie dlatego, że chodzi im o jakieś wartości, o historię czy o rząd dusz wreszcie. Im chodzi o rację, o pokazanie, że nie wolno im się sprzeciwić, bo oni są władni dać komuś pracę i tę pracę odebrać. Środowisko czyta Pana tłumnie i potajemnie Panu sprzyja, ale udało się politykom zatkać każdemu gębę, bo każdy z nas ma rodzinę, dzieci do nakarmienia, jedno życie. Zadziwia mnie, że w państwie demokratycznym można sfałszować konkurs na dyrektora, zatrudnić kogoś bez konkursu na 7 lat za 30 tys. miesięcznie (co na to związki zawodowe, kiedyś tak walczące?), posadzić dyrektora na dwóch etatach za podwójną pensję i nikt się nie upomni o standardy, politycy dobrze się mają i dalej się troszczą, żeby mieć miernych, ale zawsze wiernych i lojalnych (w złym pojęciu tego słowa) pracowników. Ponieważ nic się nie zmienia w naszej mentalności, ponieważ nie umiemy/nie chcemy dać szansy ludziom niepokornym i zadziornym, ale twórczym i bardzo zdolnym, to będziemy tkwić w neutralnej miernocie i błogiej bylejakości. może się kiedyś obudzimy, a może nigdy… Życzę Panu wszystkiego dobrego i powodzenia na każdej nowej ścieżce życia, bo wiem, że sobie Pan poradzi, może też przy odrobinie szczęścia trafi Pan na przełożonych i podwładnych, dla których nie będzie Pan zagrożeniem, ale szansą lub wyzwaniem.