Muzeum Ślaskie – niewykorzystana szansa. O wystawie stałej Jerzy Halbersztadt

MUZEUM ŚLĄSKIE – niewykorzystana szansa*

Wystawa historyczna w Muzeum Śląskim w Katowicach – nasycona ciekawymi informacjami, a jednocześnie bojaźliwa, fragmentaryczna i unikająca podejmowania trudnych problemów. Paradoksalnie, jej obecna forma, przez kontrast, jest świadectwem odwagi i mądrości Leszka Jodlińskiego, który ją wymyślił i kierował stworzeniem pierwotnego projektu, dopóki Bogdan Zdrojewski, minister kultury (ale także osobliwie rozumianego dziedzictwa narodowego), i lokalni koledzy partyjni ministra, nie uznali, że lepiej będzie to zrobić tak, jak im się podoba. Wyszło jak zawsze, gdy politycy i urzędnicy zabierają się za takie sprawy, czyli nijako, a miejscami propagandowo, a więc niewiarygodnie. Leszek Jodliński został usunięty w skandalicznych okolicznościach, a wystawa tak przerobiona, że chwilami trudno ją poznać. Kolejna niewykorzystana szansa na wspieranie świadomości regionalnej ludzi dumnych ze swojej przeszłości, a jednocześnie otwartych na innych.

Wystawa jest dostępna od kilku tygodni, ale trudno mi było ją komentować przed obejrzeniem. Udało się znaleźć czas kilka dni temu. Budynek, którego budową Jodliński też kierował (co rzadko się zdarza w przypadku inwestycji kulturalnych), jest obiektem niepowtarzalnym, ale o bardzo uniwersalnej funkcjonalności. Wśród dziwnie modnych ostatnio „podziemnych muzeów” jest może jedynym, które ma uzasadnienie, przez symbolikę lokalizacji na miejscu dawnej kopalni „Katowice”. Budynek będzie służył kulturze jeszcze przez pokolenia po tym, gdy obecna wystawa historyczna zostanie zastąpiona przez jakąś lepszą wersję. Dobre warunki zyskały też wspaniałe kolekcje malarstwa XIX i XX wieku oraz sztuki współczesnej, które są ważne nie tylko w skali Górnego Śląska, ale i całej Polski. Przestrzeń na wystawy czasowe jest znakomita, co widać zwłaszcza, gdy ogląda się ją wraz ze świetnymi dziełami Lecha Majewskiego. A historia, w rękach konformistów i manipulatorów, niestety staje się kulą o nogi.

Nie została zrealizowana podstawowa idea Jodlińskiego, by pozwolić dojść do głosu własnej tożsamości Ślązaków, pokazać jej treści i korzenie, ukształtowane w toku industrializacji i tworzenia nowoczesnej kultury miejskiej. Zamiast tego znowu na pierwszy plan wychodzi obraz Śląska jako pola zmagań polsko-niemieckich, poczynając od Piastów Śląskich po II wojnę światową i okres powojenny. To jest oczywiście część prawdy, która też miała być pokazana, ale zmiana proporcji oraz różne cenzorskie amputacje oraz uzupełnienia doprowadziły do sytuacji, w której Ślązacy zostali pokazani bardziej jako przedmiot niż podmiot historii. Sam Jodliński opisał, co się zmieniło, w tekście zalinkowanym niżej. Z przykrością się przekonałem, że w 90% trzeba mu przyznać rację. Chociaż nowy początek wystawy – przypomnienie kopalni „Katowice” – wydaje mi się sensowny. Dalej jest już znacznie gorzej.

Wystawa jest głównie o polityce, a o śląskości mówi się w niej etnograficznymi ciekawostkami (jedzą zupę, heklują koronki) albo pokazuje wnętrza mieszkalne bez uchwycenia tego, co dla Górnego Śląska szczególne. Industrializacja jest tylko jednym z wątków, do tego pokazanym miejscami komicznie, przez los śląskiej arystokracji! O powstaniach śląskich twórcy wystawy, wbrew gromkim deklaracjom, nie potrafili powiedzieć niczego ciekawego dla współczesnego widza. Okres międzywojenny pozbawiony jest dramatycznego tła społecznego (wielki kryzys 1929-33 nie został zauważony!). Lepiej jest z pokazaniem losu Ślązaków podczas II wojny, choć i tutaj zdarzają się zdumiewające kiksy. Np. w ramach tematu „W cieniu Auschwitz” okazuje się, że jedyne osoby związane z dziejami tego obozu, którym poświęca się więcej uwagi, to Edyta Stein i Rudolf Hoess. Tytułowe życie w cieniu obozu nie zostaje przedsatwione. Ważne i nowe jest natomiast pokazanie powojennego dramatu, „Tragedii Górnośląskiej”, ale już wyjście z tej rzeczywistości jest ledwo zamarkowane, zaś karykaturalny obraz dekady gierkowskiej nie pozwala zrozumieć, czym był ten okres w zmienianiu pozycji Górnego Śląska w Polsce. „Solidarność” i stan wojenny słusznie zajmują wiele miejsca, ale urwanie narracji w 1989 roku zawiesza całe doświadczenie historyczne, któremu poświęcona jest wystawa, bez jakiegokolwiek powiązania ze współczesnością. Dla młodego widza to trochę tak, jakby przedwojenne Muzeum Śląskie, gdyby zostało otwarte w 1940 roku, jak planowano, opowiadało o walkach z zaborcami, pomijając całkowicie okres II Rzeczypospolitej! Istniejące ciągle różnice kulturowe w regionie (choćby między Sosnowcem i Katowicami) oraz między poszczególnymi grupami ludności, różnice wyraźnie ujawnione także w sporach o tę wystawę, nie są właściwie pokazane, tak jakby pojawiające się dla okresu powojennego pytanie „ptoki, pnioki, czy krzoki” nie dotyczyło już w ogóle czasów nam bliskich. Trzeba by tu zadać sobie i zwiedzającym jakieś istotne pytania o korzenie współczesności i o to, co Polska i Górny Śląsk zrobiły ze swoją wolnością po 1989 roku, ale takich pytań ta wystawa unika jak ognia.

A jednak, gdy się do tego muzeum przychodzi z przewspaniałej sali koncertowej NOSPR, gdzie Joanna Wnuk-Nazarowa przedstawia m.in. muzykę Mikołaja Góreckiego (a tak mi się zdarzyło), od strony niesamowitego Spodka (w wystawie można się doszukać pół zdania, że doprowadził do jego zbudowania niejaki Jerzy Ziętek), i gdy widzi się całe muzeum, które będzie służyło pokoleniom, to – chociaż pusto i raczej smutno dookoła – w porównaniu z dotychczasowym budynkiem Muzeum Śląskiego przy alei Korfantego postęp jest ogromny. Kazimierz Kutz nazwał nowe Muzeum Śląskie, jedynie na podstawie opisu wystawy i tego, co politycy wyczyniali w tej sprawie, „miejscem, w którym dokonało się polityczne morderstwo na duszy Górnego Śląska”. Panie Kazimierzu, była próba zamachu, wiele zła sprawiła, ale nie mogła być skuteczna. Ślązacy przetrwali nie takie zamachy i wyszli z tego. Nawet ta wystawa to udowadnia. W sprawie Muzeum Śląskiego też tak będzie.

* To pierwsza i nieczęsta sytuacja. Na blogu, za zgodą Autora, publikuję tekst inny niż autorski. Źródło: post na FB w dniu 29.09. 2015 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.