Z korespondencji, którą otrzymuję wynika, że milcząco przyjętym założeniem jest to, że blog ten poświęcony jest wyłącznie Czechom i tego, co jest rutyną mojego życia na obczyźnie. Pisany „bez napinania się”, jak powiedziałby Mariusz Szczygieł (przy okazji donoszę z radością, że jego „Gottland” ma już swoje siedemnaste wydanie w Czechach!) i z pewnym rodzajem zawierzenia, że Czechy i Czesi fascynują i w sensie poznawczym są tematem, który „sam się pisze”.
Właściwie to przyjąłbym ten rodzaj założenia w ciemno (ogranicza on inwencję autora i nieco rozleniwia), ale nie mogę i nie chcę. W końcu jest tyle miejsc i spraw, które (należąc do przeszłości lub czekając na swoje odkrycie) domagają się poświecenia im kilku słów opisu lub prostego obrazu, który je utrwali, że pokusie takiej (i wyzwaniu), nie mogę ulec.
Moje myśli, pewnie pod wpływem poszukiwania śladów Żydów w Opawie (synagogę zniszczono, wcześniej paląc ją podczas Nocy Kryształowej), powróciły do Małopolski,
Miejsce, które ma Duszę, czy Ona gdzieś nie znika , przy tych przenoszeniach obiektów w inne miejsca? Magia, na którą składa się miejsce, historia, czas który upłynął i Szepty…
Jednak szkoda
że nie ma pomysłu na Nią
tam gdzie jest.
Czytam na stronach przyjaciół i obrońców bożnicy w Wiśniowej, że podejmują jakieś próby, więc mam nadzieję, że im się uda. Przenoszenie świątyni, to jak z drzewem wyrywanie jej z korzeniami.
W mojej rodzinnej miejscowości całe życie używam słowo „babiniec”, dopiero niedawno poznałam etymologie tego wyrazu.