Nie pamiętam już początku filmu, ale gdy na końcu kamera odpływa od obrazu Pietra Bruegla „Droga na kalwarię”, znajdującego się w Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, uświadomiłem sobie, jak wyjątkową podróż odbyłem w przestrzeni obrazów malarskiego i filmowego. Nie ja jeden zresztą. Wypełniona po brzegi publiczność sali Audytorium Muzeum w Luwrze, 2 lutego 2011 roku była świadkiem europejskiej i francuskiej prapremiery najnowszego filmu Lecha Majewskiego „Młyn i krzyż”.
Treść dostępna po opłaceniu abonamentu
Zaloguj się
lub
Wykup
Sprawdź
Wykup
Anuluj
Pełny dostęp na 360 dni za 130.00 zł.
Pełny dostęp na 30 dni za 14.00 zł.
Dostęp do jednego artykułu na 7 dni za 8.00 zł.
Anuluj
Uwielbiam ten film „Młyn i krzyż”- jego moc jest właśnie w obrazie, wizji – dla mnie to nie było „oglądanie” ale właśnie kontemplacja – również fascynującej historii obrazu mistrza Bruegel’a,flamandzkich mieszczan i chłopów. Do tego dzieła chętnie wracam jak i do obrazów Bruegla. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ten wpis.
Dziękuję za ten komentarz. Moja satysfakcja dotyczyła bardzo europejskiego, uniwersalnego formatu i wymiaru tego filmu.
Niestety, najnowsze dzieło Majewskiego nie ma już tej siły wymowy i przesłanie twórcy wydaje się nie trafiać. Recenzje też fatalne.
Tak też słyszałem, nie byłem. Ktoś powiedział (napisał), że za dużo cytatów… Może się wybiorę i wtedy się ustosunkuję:)