Na wystawę poszedłem z pewnymi oczekiwaniami. Znałem już niektóre cykle Libuše Jarcovjákovej, szczególnie te – co osób znających mnie nie powinno specjalnie dziwić – berlińskie i tokijskie. Tym razem – jak podkreśliła kuratorka wystawy Lucie L. Fišerova, Libuše Jarcovjákova, artystka z definicji pozycjonująca się off–streamowo w stosunku do tego co wokół, potraktowała i temat, i osoby z nim związane, jeszcze bardziej osobiście.