W Cieszynie jestem po długiej przerwie. To niemal dwa lata. Wtedy był ciepły, mało zimowy grudzień. Wracałem z pracy w Opawie, a właściwie „zjeżdżałem” (jak mawiamy my emigranci) na święta do Polski. Najpierw był mocno nijaki Czeski Cieszyn, a potem krótki spacer po śląskim kawałku Cieszyna. Ulica Głęboka, Rynek. Zbyt późno, by zdążyć na cieszyńską kanapkę śledziową. Tym razem było inaczej.