Z pewnym zakłopotaniem czytam tekst w dzisiejszym Magazynie Katowice i nie wierzę oczom (choć w istocie skąd to zdziwienie… pytam po namyśle, myśląc o karkołomnej historii Muzeum Ślaskiego przez ostatnie lata). To rodzaj irytacji jaką odczuwa się, gdy dzieje się coś się niepokojącego, a część publiczności nie jest tego świadoma, inna zaś (prawdopodobnie) zamyka oczy na rzeczywistość lub jej nie zna. Nastrój ten zrodził potrzebę tekstu krótkiego i polemicznego (bo i sprawa, i historia jest tutaj etapem zamkniętym).
Bardzo się cieszę, iż kolejny „klocek z układanki” pod nazwą koncepcja nowego Muzeum Śląskiego się domyka. To prawdziwa satysfakcja. Jest nią w tym przypadku adaptacja dawnej stolarni kopalni „Katowice”, w której umieszczono ścieżkę edukacyjno-tematyczną inspirowaną powieściami Alfreda Szklarskiego.
Panie Leszku – jak zwykle sukces ma innego ojca niż miałaby klęska.
To raczej powiedzenie (z mojej strony), że historia jest inna, lub niepełna bez tej jej części, o której wspominam. Czy wystawa jest sukcesem? Nie wiem, nie bylem. Ocenią to po jakimś czasie zwiedzający.