To miał być dłuższy pobyt w mieście, o którym się mówi, że ma najpiękniejszy rynek na północ od Alp. Nie wiem, może tak jest (i nie wiem co na to ci z Krakowa czy Pragi), ale dzisiaj wydał mi się nader pusty i mocno za duży. Jedyna para, która wydawała się korzystać z okazji (pogody i pustki), to tych dwoje tańczących odlanych w brązie. Tkwią tak w bezruchu od 1929 roku.
Treść dostępna po opłaceniu abonamentu
Zaloguj się
lub
Wykup
Sprawdź
Wykup
Anuluj
Pełny dostęp na 360 dni za 130.00 zł.
Pełny dostęp na 30 dni za 14.00 zł.
Dostęp do jednego artykułu na 7 dni za 8.00 zł.
Anuluj
Dawno temu byłam w Nowym Jiczynie i mam podobne wspomnienia. Rynek mało przytulny i choć ładny, to nie przypadł mi do serca. Co do języka niemieckiego na tablicy synagogi mam odmienne zdanie. Toż jiczyńscy Żydzi przed wojną chyba po niemiecku mówili. Niemiecki musi być dla ewentualnych potomków.
A tak przy okazji, to myślę, że jeden z „moich” – Markus Pick (niemiecki, rybnicki Żyd), musiał sprowadzać kapelusze z Jiczyna. Miał sklep z nakryciami do 1920/1921 (?) w Rybniku.
Jakich potomków? W tym pytaniu nie ma zbytniej przesady…
W Rybniku znalazłam sporo potomków tutejszych, niemieckich Żydów. Myślę, że gdyby pokopać, to i jiczyńscy by się znaleźli. Oczywiście oni są w świecie, co jednak nie oznacza, iż pewnego dnia nie zawitają, odwiedzą.
Tak, ma Pani rację. Na pewno są, istnieją. Z mojego doświadczenia wynika jedynie, że nie zawsze chętnie wracają do tej części swojego dziedzictwa i odrzucają to formułowane po niemiecku. Część urazu,traumy. Obecność niemieckiego w tych warunkach zawsze niesie z sobą pewien zasòb ambiwalencji…