Temat mnie fascynuje wówczas, gdy niemal nic o nim nie wiem…
Diane Arbus
No właśnie. To jest taka sytuacja. Patrzę na te dwa zdjęcia i nic nie wiem. To znaczy wiem bardzo niewiele. Irytująco mało.
Portrety dziecięce w jakiś oczywisty sposób narzucają się naszej wyobraźni w czasie, gdy Boże Narodzenie i betlejki, i wzruszenie, i przypomniana świadomość cudu narodzin…
Patrzę więc na te dwa posiadane zdjęcia z gliwickich atelier i wiem, że to jest dokładnie odwrotna sytuacja niż ta, którą wymyślała dla siebie Diane Arbus. Wybierała celowo nieznane postaci – jak pisała o tym Susan Sontag – bardziej patologiczne niż normalne i bardziej prywatne niż publiczne. Utajone. Nieznane.
Treść dostępna po opłaceniu abonamentu
Zaloguj się
lub
Wykup
Sprawdź
Wykup
Anuluj
Pełny dostęp na 360 dni za 130.00 zł.
Pełny dostęp na 30 dni za 14.00 zł.
Dostęp do jednego artykułu na 7 dni za 4.00 zł.
Anuluj
Coś jest w tym jest.
Jako nastolatka zaczęłam od zbierania starych fotografii, które znalazłam w moim rodzinnym domu. Były tam osoby których nikt nie znał w rodzinie, a mnie to zastanawiało kim byli ci ludzie?
Patrząc na stare fotografie zgadzam się tutaj w jakimś sensie z Bazinem, który stwierdza w swojej „Ontologii obrazu fotograficznego” – 'Albowiem fotografia (…) balsamuje tylko czas, ratując go przed samozniszczeniem’.
Pozdrawiam