Gdy wychodziłem z parku, myślałem o liściu na korze drzewa. Kurczowo do niej przylegał. Jakby walczył – wbrew wszystkiemu poczynając od sił grawitacji – z tym co nieuchronne. Tkwił tam zapewne przez kolejne sekundy, może minuty. Na moim zdjęciu pozostanie na zawsze(?). I tylko tutaj jest to możliwe. Jesień w Świerklańcu.